Pierwsza noc w podróży - no I oczywiście pierwsze przygody! Postanowiłyśmy
przeczekać noc przed kolejnym lotem na lotnisku. Spacerki do parku, herbatki,
kawki, batoniki, czas mijał nam szybko i błogo. Nie przewidziałyśmy jednak
jednej rzeczy – niektóre małe lotniska są zamykane na noc…i tak też było z
lotniskiem w Beauvais. Bardzo uprzejmy pan z uśmiechem na ustach wyprosił nas
na dwór, na bruk, o godzinie 11 w nocy!
Wyobraźcie
sobie perspektywę siedzenia pod zamkniętymi drzwiami lotniska, gdzie 50 metrów
dalej nocne koczowanie umila J ruchliwa ulica, wokół szwędające się psy i koty, a w tyłek zimmmno!
Jak teraz o tym myślimy, to cala sytuacja przypominała fabułę niezbyt
przewidywalnego filmu akcji. Zdarzyło się jednak coś, co Ola usilnie nazywa
przeznaczeniem. Podeszła do nas przemiła dziewczyna - niepozorna Polka -
Agnieszka, jedyna ostania na lotnisku dusza, która oprócz matki z dziećmi
koczowała jak i my na terminalu. Być może gdyby nie zagaiła do nas po Polsku to
leciałybyśmy jutro do Caracas z cieknącym nosem i porządnym kaszlem. My zdezorientowane,
co i jak…gdzie przyłączyć - Do wesołego spania pod lotniskiem i zamarzania całą
noc?! Pytamy, czy potrafi mówić po francusku - na szczęście TAK, o dzięki!!!
Prosimy więc, by zapytała dlaczego nas wypraszają ( bo tego wtedy jeszcze nie do
końca rozumiałyśmy). Takie podobno procedury- jedyne, co nam pozostaje, to
ostatni nocny autobus do miasteczka i ewentualnie hotel. Ruszyłyśmy więc z
kopyta. W ostatniej chwili dobiegłyśmy! No i co teraz? Panie kierowco, pan
powie, gdzie tu można się przenocować? J Kierowca z litości (jak mniemamy, wciąż wyglądamy jak konie pociągowe
J ) za przejazd
skasował tylko za 2 z 4 z nas! Małe miasteczko nagle urosło tej nocy do
wielkiej „metropolii”. Dojeżdżamy pod ów hotel, a Aga przez domofon dowiaduje
się, że KOMPLET! O oł? I co teraz?! Uff , autobus jeszcze stoi na przystanku? W
Polsce kierowca pewnie by zaśmiał się nam w twarz, trzepnął drzwiami i ze
śmiechem odjechał. Tu jednak czekały nas francuskie realia i kierowca wstrzymał
na chwilę autobus czekając, aż w hotelu nas przyjmą. Dowiedziawszy się, iż z
tego nici, pozwala nam wsiąść, nie chce zapłaty za kolejną trasę i podwozi pod
kolejny hotel. Czy nadrobił trasę? Jakkolwiek, takiej uprzejmości się nie
spodziewałyśmy! To jeszcze nic! Są pokoje? Są! Nawet niezbyt drogie. Bez
problemów recepcjonista pozwala nam spać w czwórkę w trzyosobowym pokoju J Darmowe wifi i ciepły prysznic. ALE MAMY FARTA!
Aga w akcie miłosierdzia płaci za nasz
pokój i spędzamy noc w wygodnym łóżku. Och, żyć nie umierać! Aga! Dzięki Ci :*
Lot na linii Paryż- Porto mija
bezstresowo i w większości w półśnie. Portugalia nas zachwyca- w autobusie do Lizbony
mamy darmowy Internet, a Ana właśnie podsumowała ten kawałek naszej podróży
krótkim, acz wymownym- TU JEST TAK PIĘKNIE. W stolicy spędzimy noc u hosta
Miguela (nie inaczej! J ), który
już zaoferował swoje królewskie łóżko i zapraszał chętnie trzy polskie
księżniczki. Do takich tytułów nie przywykłyśmy, jednakże wprawiają nas w
świetne nastroje.
Noc spędziłyśmy u Miguela (the best host
in the world!!!), który zabrał nas do knajpki z typowo portugalskim jedzeniem,
kibicami Benfici (grającymi na gitarze futbolowe przyśpiewki!), a potem na
imprezę w rytmach reggae (kto zna Olę to wie, jak baaaaardzo jej się podobało J ). Jego królewskie łoże, jak zapowiadał, rzeczywiście godne pałacu-
jesteśmy zauroczone i zachwycone, tymczasem, RUSZAMY NA LOTNISKO!!!
Pozdrawiamy, pozdrawiamy
Ana, Marta & Ola
Fajnie, że u Was wszystko ok, ale gdzie obiecane zdjęcia, hę? ;P
OdpowiedzUsuńOla, to musiało być przeznaczenie!
Trzymajcie się:*
Spontany wychodzą najlepiej ;) Czekamy na gorące relacje z Caracas :)
OdpowiedzUsuń