niedziela, 1 kwietnia 2012

Przygoda, przygoda!


Pierwsza noc w podróży  - no I oczywiście pierwsze przygody! Postanowiłyśmy przeczekać noc przed kolejnym lotem na lotnisku. Spacerki do parku, herbatki, kawki, batoniki, czas mijał nam szybko i błogo. Nie przewidziałyśmy jednak jednej rzeczy – niektóre małe lotniska są zamykane na noc…i tak też było z lotniskiem w Beauvais. Bardzo uprzejmy pan z uśmiechem na ustach wyprosił nas na dwór, na bruk, o godzinie 11 w nocy!


 Wyobraźcie sobie perspektywę siedzenia pod zamkniętymi drzwiami lotniska, gdzie 50 metrów dalej nocne koczowanie umila J ruchliwa ulica, wokół szwędające się psy i koty, a w tyłek zimmmno! Jak teraz o tym myślimy, to cala sytuacja przypominała fabułę niezbyt przewidywalnego filmu akcji. Zdarzyło się jednak coś, co Ola usilnie nazywa przeznaczeniem. Podeszła do nas przemiła dziewczyna - niepozorna Polka - Agnieszka, jedyna ostania na lotnisku dusza, która oprócz matki z dziećmi koczowała jak i my na terminalu. Być może gdyby nie zagaiła do nas po Polsku to leciałybyśmy jutro do Caracas z cieknącym nosem i porządnym kaszlem. My zdezorientowane, co i jak…gdzie przyłączyć - Do wesołego spania pod lotniskiem i zamarzania całą noc?! Pytamy, czy potrafi mówić po francusku - na szczęście TAK, o dzięki!!! Prosimy więc, by zapytała dlaczego nas wypraszają ( bo tego wtedy jeszcze nie do końca rozumiałyśmy). Takie podobno procedury- jedyne, co nam pozostaje, to ostatni nocny autobus do miasteczka i ewentualnie hotel. Ruszyłyśmy więc z kopyta. W ostatniej chwili dobiegłyśmy! No i co teraz? Panie kierowco, pan powie, gdzie tu można się przenocować? J Kierowca z litości (jak mniemamy, wciąż wyglądamy jak konie pociągowe J ) za przejazd skasował tylko za 2 z 4 z nas! Małe miasteczko nagle urosło tej nocy do wielkiej „metropolii”. Dojeżdżamy pod ów hotel, a Aga przez domofon dowiaduje się, że KOMPLET! O oł? I co teraz?! Uff , autobus jeszcze stoi na przystanku? W Polsce kierowca pewnie by zaśmiał się nam w twarz, trzepnął drzwiami i ze śmiechem odjechał. Tu jednak czekały nas francuskie realia i kierowca wstrzymał na chwilę autobus czekając, aż w hotelu nas przyjmą. Dowiedziawszy się, iż z tego nici, pozwala nam wsiąść, nie chce zapłaty za kolejną trasę i podwozi pod kolejny hotel. Czy nadrobił trasę? Jakkolwiek, takiej uprzejmości się nie spodziewałyśmy! To jeszcze nic! Są pokoje? Są! Nawet niezbyt drogie. Bez problemów recepcjonista pozwala nam spać w czwórkę w trzyosobowym pokoju J Darmowe wifi i ciepły prysznic. ALE MAMY FARTA!

Aga w akcie miłosierdzia płaci za nasz pokój i spędzamy noc w wygodnym łóżku. Och, żyć nie umierać! Aga! Dzięki Ci :*

Lot na linii Paryż- Porto mija bezstresowo i w większości w półśnie. Portugalia nas zachwyca- w autobusie do Lizbony mamy darmowy Internet, a Ana właśnie podsumowała ten kawałek naszej podróży krótkim, acz wymownym- TU JEST TAK PIĘKNIE. W stolicy spędzimy noc u hosta Miguela (nie inaczej! J ), który już zaoferował swoje królewskie łóżko i zapraszał chętnie trzy polskie księżniczki. Do takich tytułów nie przywykłyśmy, jednakże wprawiają nas w świetne nastroje.

Noc spędziłyśmy u Miguela (the best host in the world!!!), który zabrał nas do knajpki z typowo portugalskim jedzeniem, kibicami Benfici (grającymi na gitarze futbolowe przyśpiewki!), a potem na imprezę w rytmach reggae (kto zna Olę to wie, jak baaaaardzo jej się podobało J ). Jego królewskie łoże, jak zapowiadał, rzeczywiście godne pałacu- jesteśmy zauroczone i zachwycone, tymczasem, RUSZAMY NA LOTNISKO!!!

Pozdrawiamy, pozdrawiamy
Ana, Marta & Ola



2 komentarze:

  1. Fajnie, że u Was wszystko ok, ale gdzie obiecane zdjęcia, hę? ;P
    Ola, to musiało być przeznaczenie!
    Trzymajcie się:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Spontany wychodzą najlepiej ;) Czekamy na gorące relacje z Caracas :)

    OdpowiedzUsuń