Ania Witkowska |
Ola Kolasiewicz |
Marta Kosmowska |
Ania z Martą usiadły w pierwszej ławce- i choć za cholerę nie możemy sobie przypomnieć, jakie okoliczności miały temu sprzyjać, stało się oczywiste, że odwrócą się na sławne „trzy, czte-ry”. Znały się z gimnazjum, gdzie pełne buntu i sprzeciwu wobec wszystkiego i wszystkim, zawiązały znajomość, którą można śmiało nazywać przyjaźnią. Odwróciły się. A tam, pełna obaw i nadziei, siedziała Ola. Tak, jakby czekała na te dwa magiczne słowa, które zamienią jej żywot w nowym liceum w przygodę. Sim sala bim- tak też się stało.
Niedługo potem- a być już w momencie, w którym nastąpiło to sławne „odwrócenie się”, zapaliło się zielone światło. Oho, my będziemy trzymać się razem! Bynajmniej, owe trzy lata liceum spędziłyśmy w większości jedząc zapiekanki, śpiewając rockowe szlagiery na szkolnych ławkach, wzbudzając zarazem uśmiech na twarzy naszych znajomych, jak też niesmak szkolnych malkontentów. Opowiadając sobie wyrafinowane (!!!) żarty na balkonie u Any, podejmowałyśmy szalone i spontaniczne decyzje. Stąd też nasze wyprawy- te bardziej zorganizowane do Zakopanego, czy szalenie spontaniczne do zacisznej altany na obrzeżach Kołobrzegu. Altany, gdzie bez bieżącej wody powstał sławny dziś w naszym kręgu przesolony kompot (nie pytajcie, skąd miałyśmy produkty J ), spełniło się jedno z wielu marzeń Marty, a także na jaw wyszedł fakt, iż Ola potrafi swoim „rozkosznym” śpiewem zredefiniować pojęcie „wokalne beztalencie”. Na gorsze J
Krajowe wojaże tylko rozbudziły nasz apetyt. Głodne przygód wyruszyłyśmy za granicę. Pierwszym celem było Wilno- gdzie przez pięć pięknych listopadowych dni dostałyśmy mandat za jazdę na nieważnym bilecie, a także uciekłyśmy przed jedną kontrolą, tak jak nam poradzono- udając niedosłyszące i absolutnie nierozumiejące turystki. Po pierwszym roku studiów każda z nas postanowiła rzucić swój kamień milowy- tym razem każda w inną stronę. Ania ruszyła do Monako (i Francji), Ola do Szwajcarii, a Marta na duński Bornholm. Wakacje z Au-Pair i skypem wiele nas nauczyły. Wniosły wiele pożytecznej wiedzy, nie tylko z zakresu interkulturalnych umiejętności czy lingwistycznych zasobów. Od tamtej pory wiemy na przykład także, jak obronić się przed dzieckiem, które szczerząc się szeroko ma na myśli raczej mocniejsze ukąszenie, aniżeli szczery uśmiech.
Ibiza. Ach, Ibiza… „Grube pieniądze”, które miałyśmy zarobić na tej hiszpańskiej wyspie, przeszły do lamusa. Mimo szczerych chęci i rozmów kwalifikacyjnych „górnych lotów” ( „Hm, do you speak spanish? Of course, on the BASIC LEVEL” J ) nie udało nam się spieniężyć owego wyjazdu- ale z pewnością zdołałyśmy spakować kolejny bagaż doświadczeń i opaleniznę, której pozazdrościłaby każda Pani uzależniona od sztucznych promieni UV J
I tak powoli dochodzimy do meritum. Z pewnością wiele przeoczyłyśmy- jednak nie sposób ująć wszystkich chwil, które przeżyłyśmy razem w jednej notce, która nie powinna nudzić. Jedno jest pewne, nieważne czy w zbożu obok jarocińskiego festiwalu rockowego, czy na woodstockowym polu namiotowym, na łodzi, paralotni, w pociągu, na rowerze, czy po prostu przed komputerem, widząc się tylko w skype’owym okienku- kochamy się nad życie, a przybrany przez nas przydomek „reggae sióstr” idealnie obrazuje naszą trójkę. Oczywiście, każda z nas jest inna- i to w tym najpiękniejsze. Jesteśmy jak puzzle, które układając w całość dają Ci niezwykłą satysfakcję. Marta sprowadza nas na ziemię, kalkuluje i chwała jej za to! Jej uśmiech jest przepięknie rozbrajający! Ania potrafi postawić do pionu, kiedy aktualnie „leżymy i się byczymy”, planuje, obmyśla i skrupulatnie motywuje. A Ola… Ola tymczasem buja w obłokach i słucha dziwnej dla niektórych muzyki. Ale kto wie, może gdyby pewnego jesiennego popołudnia nie huśtała się z myślami o dalekiej podróży, podróży dookoła świata- nie czytalibyście teraz tej notki??? Tymczasem, dziękujemy za uwagę!
AMO- Ania, Marta & Ola