czwartek, 19 stycznia 2012

Papierowe złoto, czyli jak opanowała nas gorączka podróży! Biletu część druga.

Godzina 9:30. Trochę się pocę, a nawet bardzo:), myśląc, iż z pewnością moja "rozwichrzona osobowość" da o sobie znak i tym razem. Trochę nie w porę. To nie jest dobry moment, Kolasiewicz, zaraz wydasz niebotyczne sumy na bilet, który modyfikowałyśmy miliony razy...nie miliardy razy. Sumy, na które każda z nas ciężko pracowała. I wcale nie wyobraziłam sobie Anny, wstającej o 5 rano do płaczącego dziecięcia, tudzież Marty beznamiętnie wycierającej blat Irish Pub'u o 3 nad ranem :) Skup się.


Nie obyło się bez konferencji bernowsko-londyńsko-hannoverskiej. Ana, ale czy na pewno? Marta, jesteś pewna? I tego typu podobne, żebym nie popełniła żadnego błędu.


Bilans- pot- pod dostatkiem. Stres- jest. Pieniądze na komórkowym koncie- brak. RADOŚĆ Z 40stu STRON BILETU- nie do opisania. I muszę tu dodać, iż Marta nawet poczęła tańczyć. Z tej euforii! :) MAMY BILET.



Oto kilka szczegółów dotyczących naszego kochanego BILETU dla ciekawych świata :)-


1.04.2012 wyruszamy z Lizbony do Caracas w Wenezueli. Stopniowo, ku południu Ameryki Południowej przemierzamy Kolumbię, Ekwador, Peru, Boliwię, Chile aż do Argentyny, skąd 29.06.2012 wylatujemy do Sydney. Międzylądowanie mamy w Auckland. Niestety, na Nową Zelandię musimy poczekać do kolejnej szalonej wyprawy. Nie mamy na nią po prostu czasu :( Za to przemierzymy calutkie wschodnie wybrzeże Australii od dołu do góry i, jeśli się uda, to zahaczymy także o centrum - Alice Springs.


20.07.2012 z Darwin w Australii przemieszczamy się samolotem do Denpasar na Bali. Bali! Bali! Bali! Już się nam grunt pod nogami pali! :) Z tej indonezyjskiej wyspy postanowiłyśmy, a Ania zaplanowała w detalach, iż przemieścimy się do Singapuru drogą lądową. Promem, busem, turbolotem- cokolwiek będzie w korzystnej dla trzech blondynek cenie! :)


17.08.2012- Singapur- Manila (Filipiny), by 24.08.2012 ruszyć stąd do Ho Chi Minh w Wietnamie. Prawdopodobnie nie dotrzemy do ulokowanej na północy stolicy- Hanoi, niemniej jednak południe tego kraju obfituje w ciekawe zakątki (i to właśnie południe Wietnamu określa się jako tą "ładniejszą" część, wiec nie ma co narzekać) a które będzie nam dane zobaczyć w ciągu... 6 dni!(tylko) Z Ho Chi Minh lecimy do Bangkoku 30.08.2012. Tutaj przez te kilka dni zamierzamy leżeć na pięknych tajlandzkich plażach i popijać tęczowe drinki serwowane przez lokalnych Tajów :P:P:P


3.09.2012 wsiadamy na pokład samolotu w Bangkoku i kierujemy się na malutką Sri Lankę. Colombo powita nas tego samego dnia, a pożegna? Zapewne niebawem, bo to już początek września, do końca podróży ostał się miesiąc, a przed nami jeszcze magia Indii... Tu nasze "górnolotne" przygody w chmurach kończą się na czas pewien. Ze Sri Lanki płyniemy promem (!!!) do państwa tysiąca religii. Na jego Południe. Do Tuticorin :)


Stąd, nierzadko spędzając noce w kuszetkach indyjskich pociągów, przemy ku Północy. Po drodze mamy zamiar przepłynąć się łódką z wynajętym tubylczym przewodnikiem na odcinku Kollam- Allppuzha. To jedna z wielu atrakcji - i musimy się przyznać do tego, iż takie nam najbardziej odpowiadają. Czyż to nie jest pasjonujące? :)


Delhi nas pożegna. Być może ktoś pomacha nam białą chusteczką... Z pewnością rozżalone zakończymy ten sześciomiesięczny maraton podróżniczy. Wracając 2.10.2012 do Polski (choć lądujemy w szwajcarskim Zurychu), wylądujemy w Katarze! I choć tylko na dosłowną chwilę (2 h)- będziemy też na arabskich ziemiach. Ynshala! :)


Nie zanudziłyśmy? :)


Kto żyw, kto ciekaw, niech pyta. Chętnie odpowiemy na każde pytanie!!! A może macie jakieś rady, sugestie? Czego nie możemy ominąć?


Niech moc będzie z Wami!

Ola, Ania i Marta.


6 komentarzy:

  1. Suuper wpis...Mnie na pewno nie zanudziłyście;p przybliżająć plan Waszej podróży bardzjej się wciągam w bloga."Bali! Bali! Bali! Już się nam grunt pod nogami pali! :)"Trzymam kciuki

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też się już chyba już uzależniłam!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja już chyba też..kurcze cały czas czekam na jakiś nowy wpis, a każdy jest mega optymistyczny i ciekawy ;]
    tym bardziej, że wiecie już gdzie dokładnie będziecie i jak się czyta o tych miejscach to ahh..tylko pozazdrościć ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ludu, to na prawdę budujące słowa! :) W tej euforii zapomniałyśmy dodać, iż bilet został zakupiony w Szwajcarii, w Bernie, w prostudenckim biurze STA TRAVEL :) Vielen, vielen Dank Simona für deine große Hilfe und Geduld! :)- to podziękowania dla naszej pośredniczki, na wypadek, gdyby również kiedyś pojawiła się na blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie właśnie przydałoby się jakieś tłumaczenie na angielski..(przynajmniej! :P ). Pewnie byście miały drugie tyle czytelników ;) Warto ale pracy z tym nie mało..

    OdpowiedzUsuń
  6. W założeniu miało być tłumaczenie zarówno na angielski, jak i na niemiecki...w końcu piszą bloga poliglotki (hahahahaha). A może na amharski Ola przetłumaczy?:P A tak na serio to chętnie, ale po pierwsze nie ma na to czasu...a po drugie po polsku ten blog nas bardzo zajmuje i nie mamy siły, przynajmniej na razie. Może za jakiś czas:)No i oczywiście tysiące innych spraw organizacyjnych...to już przecież tak niedługo!!!

    OdpowiedzUsuń